Na stole porozrzucane sterty papierów, moje poezyjki-wymiocinki. Wypociny mojej bezsennej nocy. Chwyciłem za szklankę wody, którą rytualnie, co wieczór ustawiam przy łóżku. Jedno z wielu dziwactw tworzących mój własny, prywatny, szalony światek.
Przetarłem oczy, wcale nie posklejanych przez sen, jednak szczypiących, łaknących snu.
Za oknem beznadzieja, brudny eter przyklejony do szyb. Spływający po nich niczym obrzydliwy tłuszcz z ogromnej, piekielnej patelni, która nazywamy codziennością.
\"Na peryferiach chwil, dymiących dni.
Wzrasta dolina, w której brak sił...\"
Przez nie wyspane oczy, z ledwością mogłem odczytać twórcze dziwactwa, które spłynęły z mojej głowy tej nocy.
Musiałem jednak zdrzemnąć się kilka minut. Siedząc tak, jak ofiara jakiegoś maniaka, przywiązana do łóżka, czułem w głowie koszmar. Musiał trwać chwilę, jednak w noce kiedy sen zamienia się w pordzewiałą brzytwę, natrętnie próbującą przedrzeć gruby materiał umysłu. Chwilowe koszmary są najcięższe.
Strach.
Na stole porozrzucane sterty papierów, moje poezyjki-wymiocinki. Wypociny mojej bezsennej nocy. Chwyciłem za szklankę wody, którą rytualnie, co wieczór ustawiam przy łóżku. Jedno z wielu dziwactw tworzących mój własny, prywatny, szalony światek.
Przetarłem oczy, wcale nie posklejanych przez sen, jednak szczypiących, łaknących snu.
Za oknem beznadzieja, brudny eter przyklejony do szyb. Spływający po nich niczym obrzydliwy tłuszcz z ogromnej, piekielnej patelni, która nazywamy codziennością.
\"Na peryferiach chwil, dymiących dni.
Wzrasta dolina, w której brak sił...\"
Przez nie wyspane oczy, z ledwością mogłem odczytać twórcze dziwactwa, które spłynęły z mojej głowy tej nocy.
Musiałem jednak zdrzemnąć się kilka minut. Siedząc tak, jak ofiara jakiegoś maniaka, przywiązana do łóżka, czułem w głowie koszmar. Musiał trwać chwilę, jednak w noce kiedy sen zamienia się w pordzewiałą brzytwę, natrętnie próbującą przedrzeć gruby materiał umysłu. Chwilowe koszmary są najcięższe.